Jak dbano o czystość naczyń przez wieki?
Woda, napary ziołowe, popiół, piach, ocet – oto poprzednicy dzisiejszego płynu do mycia naczyń. Długi proces ewolucji w kuchennych porządkach sięga starożytności i na przestrzeni wieków przybierał zupełnie różne formy. Choć trudno sobie to wyobrazić, czasem z mycia naczyń zupełnie rezygnowano…
Dawne techniki mycia naczyń dziś mogą nas przyprawić o mdłości i skutecznie odebrać apetyt. Historia czystości ewoluowała bardzo powoli i wiele lat upłynęło, zanim w kuchniach pojawiły się prawdziwe środki myjące. W dawnych czasach na stan higieny – zarówno domu, jak i jego właścicieli – wpływały takie czynniki jak: status materialny, dostęp do wody, a nierzadko także religia. Stosunek do czystości różnił się też w zależności od stopnia oświecenia społeczeństwa. Historycy podkreślają, że dziś pod tym względem najbliżej nam do czasów starożytnych, gdzie czystość utożsamiano ze zdrowym ciałem i umysłem. Nie bez przyczyny średniowiecze w Europie określa się mianem wieków ciemnych i brudnych. Stopień oświecenia w tamtych czasach dorównywał poziomowi higieny, a ten pozostawiał wiele do życzenia – zarówno w domach, jak i na ulicach.
Na szczęście, wraz rozwojem nauki rosła także potrzeba higieny. Do momentu wynalezienia pierwszych detergentów utrzymanie czystości i porządku było dla naszych przodków niemałym wyzwaniem. Jeszcze nasze prababki do mycia naczyń używały samej wody albo… piachu, a na stworzenie pierwszego myjącego detergentu do naczyń w Polsce trzeba było poczekać aż do lat 60. XX w.
Dawne cywilizacje kojarzymy nie tylko z propagowaniem nauki i rewolucyjnymi wynalazkami, ale także z zamiłowaniem do higieny. Według ówczesnej filozofii zdrowe, czyste ciało to zdrowy duch, a co za tym idzie – długie i szczęśliwe życie. Czy jednak zamiłowanie do łaźni publicznych, kąpieli w ziołach, olejkach i płatkach kwiatów przekładały się na czystość przestrzeni kuchennej i naczyń? Cóż, na pewno nie w takim stopniu jak obecnie, skoro do sprzątania i mycia sprzętów używano jedynie wody. Ale trzeba przyznać, że już wtedy szukano skutecznego środka, który pomógłby w walce z brudem. Za pierwszych odkrywców prototypu dzisiejszego mydła uważa się Babilończyków, którzy połączyli wodę z popiołem i tłuszczem, uzyskując w ten sposób uniwersalny środek do higieny osobistej i mycia domowych powierzchni.
Receptury na produkt myjący szukali także starożytni Egipcjanie, którzy co i rusz ulepszali skład mydła, uzupełniając jego działanie wyciągami z ziół. Produkt ten służył w kraju faraonów nie tylko do higieny osobistej, ale także do zmywania naczyń, sprzątania i prania odzieży. Miłośnikami czystości byli także Grecy, ale starali się o nią dbać bez użycia wody. Do mycia ciała i czyszczenia brudnych powierzchni używali głównie pumeksu, piasku lub popiołu.
Nie bez przyczyny średniowiecze w Europie kojarzy nam się z wszechobecną ciemnotą, brudem i wysoką umieralnością. To zdecydowanie najbardziej niechlubne lata pod względem higieny. Z historycznych źródeł wynika, że o czystość w średniowieczu nie dbano w ogóle – zarówno wśród arystokracji, jak i najuboższych grup społecznych. Skoro ludzie w tamtych czasach myli się od wielkiego dzwonu, można się też domyślać, że nikt nie zawracał sobie głowy czystością kuchennej przestrzeni i naczyń. Tym bardziej że w tamtych czasach stroniono od wody, uważając, że jest ona przyczyną wielu groźnych chorób. Brak nawyku sprzątania i dbania o czystość był często przyczyną wielu chorób, które dziesiątkowały ludność w zastraszającym tempie.
Warto dodać, że średniowieczne domostwa liczyły znacznie więcej domowników niż współczesne gospodarstwa domowe. Razem z panem domu i jego najbliższą rodziną mieszkali często także dalsi krewni oraz służba i podwładni. W ubogich chatach panował jeszcze większy ścisk, który przekładał się także na wszechobecny brud i nieład. Aż do XIV wieku jedynym środkiem myjącym była woda, którą czerpano z rzek, jezior albo studni, jednak ograniczony dostęp do jej źródeł sprawiał, że naczynia i ganki przez długi czas pozostawały brudne i używano ich wielokrotnie, zanim wreszcie doczekały się mycia. Pod koniec średniowiecza do łask wróciło mydło, ale w zupełnie innej formie niż to używane przez starożytne cywilizacje. Był to jednak produkt luksusowy, używany przez nielicznych i traktowany jako środek higieny osobistej.
Wspólne kufle i talerze. Biesiady w Rzeczpospolitej szlacheckiej
Polska czasów sarmackich słynęła z gościnności i stołów suto zastawionych jadłem, ale przybysze odwiedzający polskie domy wspominali coś jeszcze – brudne naczynia, które skutecznie zniechęcały do kosztowania lokalnych przysmaków. Najbrudniejsze były naczynia ze srebra i cyny, których mycie wymagało nie lada wysiłku. Dlatego też przezorni i pedantyczni goście woleli spożywać posiłki na szklanej, fajansowej lub porcelanowej zastawie, którą czyściło się znacznie łatwiej, nawet przy użyciu samej wody.
Do XVIII w. czystość naczyń była dla Polaków wartością drugorzędną. Podczas hucznych zabaw i biesiad często jedzono i pito z tych samych talerzy, których używano jeszcze wielokrotnie, zanim trafiły do balii z wodą. Wkrótce jednak nawyk mycia zastawy stołowej i garnków zaczął się stopniowo upowszechniać, a czynność mycia i płukania naczyń wykonywano przy użyciu specjalnych mis, wanienek do wody lub kotłów miedzianych. Nadal jednak talerze, sztućce, misy i wazy zmywano w samej tylko wodzie, co sprawiało, że ich czystość była mocno dyskusyjna.
Jeszcze w pierwszej połowie XX w. naczynia myto w samej wodzie albo "na sucho", używając w tym celu popiołu lub piachu. Takie praktyki można zobaczyć w wielu starych filmach, jak np. "Zaklęte rewiry" w reż. Janusza Majewskiego. Obraz przedstawiający kulisy funkcjonowania hotelowej restauracji obnażał przy okazji wiele słabości i braków tamtego okresu. Ani w luksusowych lokalach, jak filmowy "Pacyfik", ani w prywatnych gospodarstwach nie znano wówczas środków myjących, które skutecznie usunęłyby zaschnięty brud i tłuszcz. Dlatego też praca "na zmywaku" kojarzyła się z najgorszą chałturą i był nią obarczany personel o najniższych kwalifikacjach i doświadczeniu. Piaskowanie talerzy było żmudnym zajęciem, bo naczynia musiały się wyróżniać idealną czystością. Jakiekolwiek ślady brudu mogłyby zachwiać doskonałą renomą luksusowych restauracji.
Panie domu sięgały także po naturalne środki czyszczące, jak np. soda, ocet, który dobrze radził sobie z uporczywymi zabrudzeniami. W każdym domu było obecne mydło, ale nadal stosowano je głównie do higieny osobistej i mycia dużych powierzchni.
Pierwszy produkt do mycia naczyń pojawił się na polskim rynku 60 lat temu i od razu zrewolucjonizował życie milionów gospodyń domowych. Mowa oczywiście o kultowym Ludwiku, który nieprzerwanie od kilku pokoleń dba o czystość i połysk kuchennych naczyń. Twórcami receptury tego produktu byli inż. Hanna Majchert i inż. Zbigniew Korda z firmy Inco Veritas. W składzie słynnego detergentu znajdowały się nie tylko substancje rozbijające brud i tłuszcz, ale także komponenty na bazie oleju kokosowego, które skutecznie łagodziły działanie odtłuszczających detergentów. Przyjemność stosowania Ludwika zapewniał świeży, orzeźwiający zapach mięty. Początkowo płyn występował w prostej, szklanej butelce z łabędziem. Na przestrzeni lat opakowanie Ludwika ulegało licznym modyfikacjom, a w linii produktowej zaczęły pojawiać się nowe zapachy, jak np. cytryna, brzoskwinia czy aloes.
Popularność pierwszego polskiego płynu do zmywania spotęgowała także głośna kampania reklamowa pod hasłem "Ludwiku, do rondla!", do której rymowany test napisał znany polski poeta Ludwik Jerzy Kern. Była to pierwsza w Polsce kampania społeczna propagująca udział mężczyzn w obowiązkach domowych uważanych wówczas za typowo kobiece, wspierając równy podział prac domowych między kobietami i mężczyznami. W ten sposób przełamano odwieczny stereotyp kobiety sprzątającej. Lata mijają, Ludwik wciąż najbardziej znaną marką wśród płynów do mycia naczyń w Polsce. Jego pozycji nie zachwiało pojawienie się zmywarek, ani wysyp produktów zagranicznych koncernów. Polacy doceniają skuteczność Ludwika, ale także szanują jego długą historię i tradycję. Słynny miętowy płyn o wdzięcznym, męskim imieniu jest prawdziwym przyjacielem polskich rodzin oraz strażnikiem kuchennego porządku. I pewnie tak już pozostanie.